Pamiętasz może jak Ci kiedyś „opowiadałam” o
spotkaniach w ramach projektu „Akcja integracja” realizowanych przez fundację
„Podróże Bez Granic”? Na spotkania te często zapraszani byli podróżnicy,
podróżnicy z niepełnosprawnością. Opowiadali nam oni o swych wielkich podróżach
po całej Europie, a także gdzieś dalej do Indii, Meksyku czy Egiptu. Słuchałam tych historii jak bajek, w żaden
sposób nieosiągalnych dla mnie, a wracając do domu, niejednokrotnie łapałam doła.
Tak, dobrze „słyszysz” doła. Myślałam sobie, „kurczę wydawało mi się, że jestem
„wielka”, bo mam pracę i jestem w stanie samodzielnie do niej dojechać swoim „skuterkiem”
(wózkiem elektrycznym) a tak naprawdę to trochę mało”. Wówczas zapragnęłam
takich podróży, podróży w nieznane, jednak z moją niepełnosprawnością
samodzielne podróże wydały mi się być nierealne. Jeszcze wtedy nie wiedziałam
jak bardzo się mylę.
Nasycona tymi spotkaniami szybko wyruszyłam z
fundacją „Podróże Bez Granic”. Zaliczyłam regaty nad zatoką Pucką, jazdę
landrowerami w Zielonej Górze czy spływ kajakowy w Mauszu. Wszystko to wydarzyło się w przeciągu
roku, jednak był to dopiero początek. Gdzieś pomiędzy jednym fundacyjnym
wyjazdem, a drugim dostałam propozycję wypadu do Ciechanowa na basenowy obóz
nurkowy i właśnie tam poznałam ludzi, którzy powiedzieli TAK moim marzeniom.
Pamiętasz jak
Ci „mówiłam” o moich pierwszy próbach zejścia pod wodę? Łatwo nie było.
Dlatego kiedy dostałam propozycje wyjazdu do Egiptu do Sharm El Sheike na
nurkowanie od samej Agaty Kopeć-Romik, prezes fundacji „Tacy Sami” nie mogłam uwierzyć
i zanim sama powiedziałam tak, byłam już na liście. Na początku cieszyłam się „jak
dziecko”, przecież tego zawsze pragnęłam – podróżować, zwiedzać i nurkować.
Przyznam Ci się jednak, że w dniu wyjazdu „obleciał mnie blady strach”.
Pomyślałam – „co ja najlepszego wyrabiam?! Lecę z obcymi sobie ludźmi, do
obcego kraju, o obcej kulturze, nurkować! Ja chyba kompletnie zwariowałam!” Na
szczęście nie było już odwrotu.
Wylot do Egiptu, jak się można było tego spodziewać,
był z Warszawy. Z Gdyni jakoś trzeba było się tam dostać. Może to Cię zdziwi
ale dla mnie przy takich wyprawach, to jest najtrudniejsze. Mój „skuterek” nie
wjedzie do pociągu, wiec jeśli już podróżuję samodzielnie gdzieś dalej to, jak
ja to mówię, jak „paczka” – „paczkę” trzeba wsadzić do pociągu i na miejscu
docelowym odebrać. Tym razem jednak miałam podwózkę pod samo lotnisko Chopena.
Z trójmiasta jechałam z dwoma kumpelkami (a jednak tak całkiem nie zwariowałam
;) ) i jeden z tatusiów zaoferował się nas podwieźć. Na lotnisku spotkaliśmy się z całą grupą. Tam
też poznałam Elę i już wtedy przeszło mi przez myśl, że chyba będzie moi
opiekunem. W pierwszej chwili pomyślałam „po jakiego…?”, szybko jednak doszłam
do wniosku, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, może to i dobrze. Pomyślałam
sobie, że szybko ją „ogarnę”, szybko udowodnię, że nie ma ze mną zbyt dużo „do
roboty”, że potrafię sporo koło siebie
zrobić, że mogę sama iść pod prysznic, i że jak będę potrzebowała pomocy, to o
nią poproszę. Jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nic nie muszę
nikomu udowadniać, a łapiąc „zawieszkę”, co mi się często w Egipcie zdarzało,
dostawałam od niej „kopa” na otrzeźwienie ;). Bywały też i takie sytuacje,
kiedy pomoc Eli była niezastąpiona.
W końcu nadszedł pierwszy dzień nurkowy. Nurkowaliśmy
z brzegu nad zatoką Marsa Berika morza Czerwonego i był to jeden z najspokojniejszych
dni całego pobytu. Nurkowałam z Asią, z instruktorką, którą „pokochałam” chyba już w Ciechanowie na pierwszych zajęciach
basenowych. Asia, niezłomna kobieta mieszkająca w Egipcie, była
współorganizatorem całej wyprawy. Tego dnia przewidziane były dwa wejścia do
wody. Pierwsza próba była z maską i fajką. To nawet jakoś poszło. Trzymając się
kurczowo Asi przepłynęłam jakiś kawałek i już zobaczyłam skrawek tego
przepięknego, podwodnego świata, w którym tak bardzo chciałam być. Drugie zanurzenie
było już z całym sprzętem i chyba również wyszło nie najgorzej. To znaczy
umówmy się, do nurkowania jakie zapewne sobie wyobrażasz to było mi jeszcze
daleko, ale biorąc pod uwagę moje początki,
o których już Ci „opowiadałam” w poprzednich postach, było naprawdę
całkiem, całkiem. Znowu trzymając się Asi kurczowo zanurzyłam łeb pod wodę i
łapiąc kilka oddechów przez aparat mogłam przez kilka chwil podziwiać świat, o
którym marzę. Za każdym razem kiedy schodziłam, a raczej próbowałam schodzić pod
wodę, pływało przy mnie dwóch partnerów. Zawsze była to Asia i Nasser lub
Ibrahim, dwóch Egipcjan. Super chłopaki. Nasser bardzo dobrze mówił po polsku,
dlatego kiedy codziennie po nurkowaniu odprowadzał mnie do busa zaliczałam sobie swoje „pytania”
ucinając z nim pogawędki (jeśli „słuchałeś” mnie uważnie poprzednim razem, doskonale
wiesz, co mam myśli). I wiesz co? Hi, hi hi, chyba mnie rozumiał. Ibrahim
niestety mówił tylko angielsku, a że mój angielski „pozostawia wiele do
życzenia” to z nim sobie nie poplotkowałam, jednak codziennie pomagał mi wciskać
się w piankę, a nasza komunikacja z dnia na dzień rozwijała się pod wodą.
Drugiego dnia nurkowaliśmy już z łodzi, no i zaczęła
się „jazda bez trzymanki”. Wyobrażasz sobie? Lądujesz na łodzi wśród zgrai obcych
sobie ludzi i usiłując walczyć
grawitacją, co jest jeszcze trudniejsze niż zwykle, słyszysz tylko krzyki – „gdzie
jest Twój jacket?! Jaki masz balast?! Ile masz kafli?! Jaki jest numer Twojej
skrzynki”?! Nagle siedzisz na skraju łodzi, ubierają Ci jackat na grzbiet i jak
gdyby nigdy nic wykonujesz swój pierwszy w życiu skok do wody. Gdy jestem już w
wodzie z Asią moja instruktorka kładzie mnie na plecy i usiłując choć troszkę
pomóc mi się rozluźnić odpływa od łodzi, a ja przez cały ten czas oddycham
równomiernie przez aparat. W końcu Asia odwraca mnie na brzuch, a ja trzymając
się jej kurczowo obiema rękoma próbuję się zanurzyć. Tym razem kompletnie mi to
nie wychodzi. Znowu, tak jak na zajęciach basenowych, w momencie zanurzenia mam
bezdech, po prostu nie oddycham. Po kilku próbach wracamy do łodzi. Kiedy płynę
na plecach z powrotem jestem już zła na samą siebie, a po głowie chodzi mi myśl
„kurczę Izka, weź Ty sobie wymyśl inne marzenie. Nie wiem – może wygrać turniej
szachowy, a tak po za tym to to, że jesteś w Egipcie i ktoś dał Ci to wszystko
przeżyć co już przeżyłaś, to jest już coś!! W takim tempie to Ty swoje 8 m
zdobędziesz w wieku emerytalnym”. Jednak kiedy popłynęłyśmy do łodzi Asia
wpadła na pomysł, abym złapała się drabinki i tak spróbowała się zanurzyć. Tak
też zrobiłam, no i stało się. W końcu zaczęłam oddychać jak nigdy wcześniej.
Oddychał, oddychałam, oddychałam i już nie chciałam się wynurzać, chciałam tam
zostać. W tym momencie chyba obie zrozumiałyśmy, że do tego abym mogła nurkować
potrzebuje tylko jednego – poczucie bezpieczeństwa. Kiedy jeszcze na łodzi
usłyszałam od Asi, że prędzej czy później nurek ze mnie będzie, wiedziałam, że
moja instruktorka się nie podda, a skoro ona się nie podda, to ja też nie mogę.
Tak rozpoczęła się nasza wspólna walka o moje
marzenia. Następnego dnia nurkowałam z Asią niemalże w jej objęciach. Otoczona
jej rękoma, których się trzymałam jak drabinki, zanurzałam głowę i oddycham. W
końcu moje „zanurzenia” były coraz dłuższe, oddech spokojniejszy, a ucisk jej
ciała przeze mnie coraz słabszy. Już na czwarty dzień spróbowałam odrobinę
zejść, oczywiście z Asią, choć moja instruktorka miała inną koncepcje. Chciała
abym zanurkowałam z kimś innym. Nie zgodziłam się, nie umiałam. Przestraszyłam
się, że przy nowej osobie wszystko się zacznie od nowa, cała walka o poczucie
bezpieczeństwa, oddech, rozluźnienie. No i udało się, trzymając się Asi już tylko
jedną ręką zeszłam (ja wiem?) – może na pół metra. Drugą ręką „popytlowałam”
sobie z Ibrahimem.
Ostatniego dnia już nie nurkowaliśmy z łodzi.
Pojechaliśmy do Blue Hole Dahab gdzie znajduje się niezwykłe zjawisko zwane „Błękitną
dziurą”. Jest to studnia o średnicy 90 m. w przepięknej rafie koralowej. Asia
znowu próbowałam mnie namówić żebym zmieniła partnera. Ja z kolei miałam inne
plany. Chciałam zejść z Asia najgłębiej jak tylko zdołam i się jej puścić.
Wiedząc jednak, że tym razem Asia może być nieugięta poprosiłam o pomoc Elę, która została naszym mentorem. Udało się! Do
studni zeszłam z Asią, na 2,5 m. puściłam się jej, pomachałam łapkami i w końcu
poczułam tą niesamowitą wolność, o której marzyłam.
To jednak nie koniec tej historii. Dasz wiarę?! W momencie
kiedy puszczam się Asi, kiedy spełnia
się moje marzenie, mój drugi partner Ibrahim znajduje w rafie koralowej
sznurowaną bransoletkę z oczkiem szczęścia i zakłada mi ją na rękę. Była to
jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu.
Kiedyś „mówiłam” Ci o tym, że poszukuję swojego
nowego życiowego kursu. Teraz już wiem czego chcę, do czego chcę dążyć by stało
się moją pasją. Chcę podróżować i wracać do Egiptu, do Asi. Z Asią chcę
schodzić głębiej i głębiej i się z nią puszczać. A może z czasem zaprzyjaźnię
się z tym bajkowym, podwodnym światem, w
którym jestem tylko gościem, na tyle, że puszcze się z kimkolwiek. Choćby nawet
i z Tobą. Cześć „do usłyszenia”!
Mogę się z Tobą puszczać :P :D Masz tak fajne i interesujące rzeczy do mówienia i pisania, że na żywo jakbyś je zaczęła opowiadać to prawdopodobnie byśmy się szybko nie rozstały :). A ja na dodatek jeszcze zadaję pytań dużo więc by było potrzeba duuuuuuużo czasu na nasze spotkania :). Tego Egiptu, a przede wszystkim tych raf i zwierząt podwodnych to Ci narazie zazdroszczę, ale przynajmniej mam motywację, aby zrobić kurs nurka i też w końcu zobaczyć ten podwodny świat i też poczuć tą wolnść w wodzie, bo to uczucie jest niesamowite i piękne to poczucie wolności i że można być gdzie się chce itd :). Prawopodobnie w tym roku jeszcze będę chciała zrobić taki certyfikat nurka jak się uda :).
OdpowiedzUsuń