poniedziałek, 30 stycznia 2017

Pod wodą jednak da się oddychać…

O czym marzysz? Masz swoje wielkie marzenie? Tak naprawdę chyba każdy z nas je ma. Czasem są one małe, całkiem przyziemne, a czasem marzymy o czymś wiedząc, że jego spełnienie jest raczej mało realne.
Wspominałam już Ci kiedyś, że moim marzeniem jest zanurzyć się pod wodę z butlą tlenową. Od jak dawna marzę o nurkowaniu? Sama nie wiem. Podobno już za dzieciaka, mając jakieś z 10 lat przyznałam się mamie, że moi największym marzeniem jest nurkowanie. Jako dziecko miałam wiele szalonych pomysłów, w których w ogóle nie brałam pod uwagę swojej niepełnosprawności. Rodzice niejednokrotnie musieli „sprowadzać mnie na ziemie”. Tak było i tym razem. Przy mojej atetozie i problemach oddechowych uważali, że nurkowanie w moim wydaniu jest nierealne. Z czasem przyznałam im rację, jednak to marzenie zostało w moje głowie na zawsze.
Czy istnieje dobry czas na spełnianie marzeń? A może zawsze przechodzi on nagle, niespodziewanie. Tak też było i ze mną. Siedzę sobie w pracy, ogarniam swoje papierki i nagle słyszę dźwięk swojej komórki. Kiedy przeczytałam wiadomość, którą dostałam od Pauliny o mało nie spadałam z krzesła i szybko dałam telefon Pani Asi (koleżance zza biurka). Nagle usłyszałam – „Iza jedziesz, jedziesz nurkować, jedziesz spełnić swoje marzenie!!!”. Ku mojemu zdziwieniu w domu usłyszałam dokładnie to samo i już wiedziałam, że nie ma odwrotu. Jednak, kiedy zdobyłam od lekarza zaświadczenie, że mogę nurkować (co wcale nie było takie łatwe) nie skakałam z radości, jakby to mogło się wydawać. W głowie miałam mnóstwo obaw. Przecież nie umiem pływać, jednak wszyscy wmawiali mi, że aby nurkować, ta umiejętność, nie jest niezbędna. Zastanawiałam się też, czy kadra z fundacji „Tacy Sami” (która organizowała wyjazd) mnie „ogarnie”, czy się z nimi dogadam, czy nie wystraszą się mojego cholernego odruchu Moro (jeśli jesteś z kręgu moich współpracowników doskonale wiesz, co mam na myśli), a może wrzucą mnie na chwilę do wody, zobaczą jak pływam, a raczej jak „nie pływam”, po czym posadzą na ławce i będzie „pozamiatane”? Właśnie z takimi obawami jechałam do Ciechanowa.
Wiedziałam, że pierwsze zajęcia na basenie mają być już godzinę po przejeździe, dlatego jak tylko padło pytanie ze strony kadry czy ktoś nie umie pływać moja rączka była u góry – „uff, udało się, wiedzą, że nie umiem pływać, już mi lepiej”. Zajęcia rozpoczęły się od swobodnego pływania. Instruktorzy chcieli zobaczyć jak  sobie radzimy w wodzie. Siedząc na ławce i czekając na swoją kolei słyszałam bicie swojego serca. Przecież to nie był cieplutki basem w Wągrowcu, a ludzie wokół mnie to nie była START-owska kadra, która  doskonale mnie zna. W końcu, słyszę swoje imię. Podchodzę do basenu i zanim się obejrzałam jestem już w wodzie. Pływałam z Asią. Kiedy kładzie mnie na plecy, nawet nie próbuje jej wyjaśnić, że jeśli już pływam, to tylko na brzuchu. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że się boję. Kiedy płyniemy Asia przez cały czas mnie  trzyma, a ja czuje jak się spinam, nie mogę się wyluzować. Nagle do głowy przychodzi mi myśli – „ej Ty, płyniesz z instruktorem HSA (z angielskiego Handicapped Scuba Association - Stowarzyszenie Nurków Niepełnosprawnych), to, że teraz się utopisz jest raczej mało prawdopodobne. Chyba właśnie ta myśl pozwoliła mi przetrwać resztę dni obozu.
Popołudniu były już zajęcia z butlą. Najpierw teoria. Tłumaczyli nam jak się uzbraja cały sprzęt i jaka rureczka do czego służy. Starałam się słuchać uważnie, ale tak naprawdę, to słabo ogarniałam. Chciałam już być tam, na dnie basenu, pomimo obaw jakie w sobie miałam. Nim weszłam do wody Asia chciała zobaczyć, czy dam radę oddychać przez ustnik. No i był pierwszy sukces – pociągnęłam z butli HURAAA. Ubierają mi butlę na plecy, wchodzę do basenu, wkładam ustnik do buzi, schodzę pod wodę i… dupa. Zanurzam się drugi raz – znowu nic. Na powierzchni oddychałam bez problemu, a pod wodą ni-chuchu. A więc jednak, pod wodą też MORO działa. Po kilku próbach udało, złapałam parę oddechów i było to wspaniałe uczucie. Zwieńczeniem każdego dnia była odprawa, na której każde uczestnik mówi o swoich postępach jak i porażkach. Kiedy przyszła moja kolej udało mi się powiedzieć to co chciałam powiedzieć od samego początku – „przyjechałam do Ciechanowa sprawdzić czy moje marzenie o nurkowaniu jest realne i dzisiaj zobaczyłam małe światełko w tunelu”. Naprawdę, te parę oddechów pod wodą, dały mi nadzieję…
Następnego dnia rano znowu pływałam z Asią i z Basią i wydaje mi się, że było znacznie lepiej w porównaniu do poprzedniego dnia. Nastąpiło tylko pewne „nie dogadanie”. Płynę sobie pod wodą a tu naglę dziewczyny ciągną mnie do góry i pytają – co jest? Jak to, ja się pytam – co jest? Co się okazało. Moja prawa ręka, która żyje własnym życiem, i na ogół nikogo się nie słucha, nawet mnie, skierowała kciuk do góry. Po wodą funkcjonuje określony system znaków np. złączenie kciuka z palcem wskazującym znaczy ok, kciuk na dół – płyniemy na dół, kciuk do góry płyniemy do góry. Wszystko fajnie, akurat to ogarniałam bez problem, musiałam tylko wytłumaczyć swoim instruktorką, że mają „słuchać” jedynie mojej lewej ręki. Po wyjściu z wody, Asia ogłosiła, że odkryłam Amerykę – „pod wodą jednak da się oddychać…”.
Tego samego dnia, po południu pływałam z drugą Asią i z Basią. No i niestety, znowu była lipa. Był jednak pewien sukces. Wyobraź sobie, że po raz pierwszy w życiu udało mi się leżeć na placach na wodzie bez podtrzymywania. Co prawda w piance, no ale jednak, i właśnie ten mały sukces wyciągnęłam na pierwszy plan na wieczornej odprawie. Tak naprawdę jednak miałam lekkiego doła. Wszyscy już dawno ogarniali inne ćwiczenia, a ja walczyłam, walczyłam o oddech.
Ostatniego dnia dziewczyny zaproponowały mi zejście na dno basenu. Tak bardzo tego chciałam, że zgodziłam się bez wahanie i udało się, byłam tam. Myślę, że z dnia na dzień czułam się z nimi pewniej, bezpieczniej i to miało duże znaczenie. Pewnie, że nie zdobyłam uprawnień nurkowania na szerokich wodach, jednak dla mnie to nie ma znaczenia. Pomimo trudu, ten obóz dał mi nadzieje, że to może się udać. Może nie dziś, nie jutro, a może na szerokie wody nie wypłynę. Mam jednak plan. Ten rok chciałabym poświęcić na naukę pływania by w wodzie czuć się pewniej (może znasz jakiegoś dobrego instruktora z Trójmiasta, który by mnie ogarnął?). A za rok chciałabym wrócić do Ciechanowa i przepłynąć pod wodą choćby długość basenu. Bo przecież, „pod wodą jednak da się oddychać…”. Cześć, „do usłyszenie”!

2 komentarze:

  1. Po pierwsze gratulacje za to Twoje nurkowanie w wodzie i ja trzymam bardzo za Ciebie kciuki żeby Ci się wszystko z nurkowaniem bardzo udało i żebyś mogła nurkować gdzie tylko chcesz i sobie to wymarzysz :). Po drugie chciałam Ci powiedzieć, że im bardziej Cę poznaję nawet narazie przez tego Twojego bloga to sądże, że naprawdę warto Cię poznać bardzo dobrze na żywo :). Dobrze, że napisałaś o tym odruchu Moro bo o nim sama poczytałam i możesz mi wierzyć, że mi nie przeszkadza, a przynajmniej jak Cię poznaję to nie będę uważać, że coś głupio robię czy coś :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze napiszę o czym marzę :). O nurkowaniu też, o podróżach różnych, o domku swoim może nawet z basenem, o psie itd, a z takich marzeń o wiele głębszych i ważniejszych to o poczuciu bezpieczeństwa, stabilizacji itd :).

    OdpowiedzUsuń