niedziela, 26 czerwca 2016

W poszukiwaniu swojego nowego kursu

No witam! Co tam u Ciebie słychać? Dawno nie „nawijałam”, co? Nawet nie będę próbowała się tłumaczyć, bo chyba nie mam dobrej wymówki. Brak czasu? Niby cały czas coś się dzieje, ale jak „powiem” Ci , że nie mam wolnej chwili, to zapewne zgrzeszę. Brak weny?  To też bzdura. Co chwilę, porządkując swoje myśli, chcę się nimi z Tobą podzielić. Brak mobilizacji, samozaparcia? Sama nie wiem.
 
Masz czasami takie myśli, że nie bardzo wiesz, co masz zrobić ze swoim życiem? Jaki kurs masz obrać, aby znowu poczuć, że nabierasz wiatr w żagle. Niby wszystko jest dobrze. Masz pracę, rodzinę, przyjaciół, a jednak. Jednak czegoś brakuje. Sam tak naprawdę nie wiesz czego.


Od dłuższego czasu,  chyba na nowo, poszukuje swojego kursu. Niby wszystko gra, ale jednak, jednak brakuje jakiegoś „pazurka”. Mam pracę, którą lubię, to jest fakt. Tak naprawdę to chyba właśnie praca jest moi głównym motorem.  Hmmm, jednak chyba nie da się żyć samą pracą. A może by tak znowu trochę się pouczyć? Ostatnio chodzi mi po głowie myśl, że chętnie bym wróciła na uczelnie. Okres studiów wspominam jako jeden  z najlepszych etapów mojego życia. Studiowałam to, co naprawdę mnie interesuje, jednocześnie byłam w środowisku, w którym czułam się „jak ryba w wodzie”. Tam nie musiałam mówić, wystarczyło mi, że słuchałam innych i napajałam się ich wiedzą. Wykłady, ćwiczenia, seminaria, pisanie pracy magisterskiej noc w noc do piątej nad rannej, to było naprawdę coś. Ale ok, jeśli „powiem” Ci, że przez pięć lat tylko zakuwałam to również zgrzeszę. O piątej nad ranem też i się wracało z imprezy. Wiem, że tamte beztroskie, zwariowane czasy już nie wrócą, ale tak troszkę pozakuwać i poczuć ten dreszczyk emocji przed egzaminem – czemu nie?! Wystarczy tylko wybrać jakiś fajny kierunek  i uczelnio witaj mnie ;) Wiem, że zdobytej wiedzy raczej nie wykorzystam w praktyce. Idąc np. na Sensoryczną Integracje nigdy nie zostanę terapeutą SI, jednak myślę, że nowe wiadomości np.  w tym zakresie mogą okazać się przydatne w pracy, którą obecnie wykonuje.
 
Z drugiej jednak strony nie tak dawno nadarzyła się okazja spróbować czegoś innego. Pamiętasz jak Ci „opowiadałam” o żeglarskich rejsach dla osób niepełnosprawnych organizowanych przez fundacje „Kaja”. „Powiedziałam” Ci wówczas, że może kiedyś wypłynę na szerokie wody. Mam dowód na to, że Kawczyńska nie rzuca słów na wiatr. Wypłynęłam. Co prawda nie był to dwutygodniowy rej, a dwudniowe regaty, ale jednak. Wyprawę zorganizowała fundacja „Podróże bez Granic”, o której też Ci już wspominałam. Fundacja ta organizuje różnego  rodzaju wypady po Polsce jak i zagranicą dla osób niepełnosprawnych. Już dawno się przymierzałam, aby z nimi wyruszyć w świat i teraz nie żałuje. Kiedy nadarzyła się okazją wysłałam swoją deklaracje wyjazdu. No i stało się. Wzięli mnie.
 
Wyjazd był do Rewy nad zatokę Pucką. Pomimo, że jak zawsze rozkręciłam się dopiero na koniec i towarzystwo zaczęło podejrzewać, że chyba „najarałam się trawy”, wypad uważam za bardzo udany. Wszystko było jak należy. Zaopiekowali  się nami sternicy z Yacht Club Rewa. Była prawdziwa odprawa, pierwszego dnia pływanie próbne, a drugiego dnia prawdziwe regaty. No i dopłynęłam, byłam pierwsza… od końca. Ale to tylko dlatego, że sternika mi podmienili. Pierwszego dnia miałam najlepszego sternika pod słońcem i z nim na pewno bym wygrała ;). Pierwszego dnia pływałam też z Anką, kumpelą z przedszkola. Z Anką to zawsze się mogło „konie kraść”. Choć jeździ na wózku, dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Anka zawsze była wszędzie pierwsza, zaraz za nią chyba ja i cała reszta. Chodziliśmy razem do przedszkola, potem do szkoły, razem należałyśmy do drużyny zuchowej i harcerskiej.
 
Teraz Anka jest jednym z członków fundacji „Podróże Bez Granic”. Kto wie, może jeszcze nie raz gdzieś wspólnie wyruszymy. A plany są, oj są. Już na początku lipca fundacja organizuje wyjazd rowerowo-odlotowy czyli wycieczka rowerowa i latanie paralotnią. Tu niestety odpadam. Rowerem ostatni raz jeździłam jakieś z 10 lat temu, a żeby latać paralotnią trzeba mieć sprawną prawą rękę. Moją prawą rękę można by było obciąć a ja i tak bym tego nie zauważyła ;).  Ale już np. spływ kajakowy po Gdańsku to może być coś dla mnie, albo rajd terenowy landrowerami – czemu nie? A co byś powiedział na lot spadochronem  albo nurkowanie.  Wydaje się niemożliwe dla osób niepełnosprawnych? A jednak. Powiem Ci w sekrecie,  że nurkowanie, tak z całym sprzętem, jest jednym z największych moich marzeń.
 
Nie wiem czy pamiętasz, ostatnio „mówiłam” Ci o tym, że każdy musi mieć swój cel i móc dążyć do jego realizacji. Ja chyba na nowo poszukuje tego do czego chcę dążyć, jednak myślę, że jestem już blisko. Nie powiem Ci teraz, że w tym roku na sto procent złożę papiery na SI. Nie powiem Ci też, ze na sto procent skoczę ze spadochronu, albo na sto procent wejdę pod wodę z maską tlenową.   Mam jednak poczucie, że moje plany są w zasięgu moich możliwości i chyba to jest najważniejsze. Nie poproszę Cię również abyś kopnął mnie w cztery litery, bo wiem, że jak się sama nie zmobilizuje to nikt za mnie tego nie zrobi. Możesz trzymać za mnie kciuki, bo mam nadzieje, że właśnie obieram dobry kurs i znowu nabiorę wiatru w żagle. Cześć, „do usłyszenia”!

1 komentarz:

  1. Jak napisałaś, że dopiero pod koniec obozu się rozkręciłaś i wtedy każdy myślał, że najarałaś się trawki to aż zaczęłam chichrać, bo ja mam czy miałam z obozami tak samo, że najpierw milczałam i byłam spokojna, a potem dopiero pod oniec obozu jak się "oswoiłam z ludźmi to też umiałam szaleć na takich obozach czy w takich miejscach :)" I też mnie się często pytali czy coś mi jest i mnie akurat umieli pytać czy mam ADHD itd :). Ale podobnie mamy z tym oswajaniem się z innymi :).

    OdpowiedzUsuń