Od kiedy sięgam pamięcią moi najbliżsi robili wszystko bym nigdy nie została zamknięta w domu. Nieustana walka o każdy mój ruch, gest, krok, słowo to była nasza codzienność.
Na początku lat 80 nie wiele się robiło dla osób niepełnosprawnych. Ośrodki rehabilitacyjne, nowoczesne sale do różnorakiej terapii czy baseny do ćwiczeń to było marzenie, tego po prostu nie było. Jednym w całej Polsce tego typu ośrodkiem było Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jeździło się tam raz do roku. Malutka w tedy byłam, nie wiele pamiętam. Wczasy rehabilitacyjne w innych uroczych miejscach? Były! Oczywiście, że były. Nasi rodzice, którzy z własnej inicjatywy stworzyli „koło dzieci niepełnosprawnych”, brali nas pod pachy i jechaliśmy do pierwszego, lepszego, w miarę płasko położonego ośrodka wczasowego. Czy był dostosowany? No proszę Cię! W tam tych czasach taki termin jak „obiekt dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych” nie funkcjonował. Rehabilitanci? To byli nasi rodzicie. Jedna z naszych mam skończyła studia w tym zakresie, więc przy ogólnym wsparciu wszystkich nas ogarnęła. A edukacja? Tu także byliśmy „100 lat za murzynami”. To pokolenie moich rodziców otworzyło pierwsze na wybrzeżu przedszkole dla dzieci niepełnosprawnych. Potem, również z ich inicjatywy, powstał oddział integracyjny przy szkole masowej. Z biegiem lat wszystko się rozrastało. Powstały przedszkola i szkoły integracyjne, ośrodki rehabilitacyjne, czy gabinety wspierania rozwoju. Co raz częściej można było nas zauważyć w przestrzeni publicznej – w rolach studentów na uczelniach czy jako pracownicy w różnego rodzaju instytucjach. Jednak ten proces naszego wylęgania się nadal trwa. Choć nie jest to łatwe, my wciąż cierpliwie „kroplą drążyliśmy skałę” udowadniając, że może być dobrymi psychologami, prawnikami czy informatykami. Wciąż walczymy o ulice bez krawężników, o dostępne pod względem architektonicznym urzędy, ale też salony fryzjerskie, salony kosmetyczne czy przydrożne knajpki.
Dziś naszą kule ziemską obiegła ogólnoświatowa pandemia i to co możemy zrobić dla uratowania ludzkości to siedzieć na tyłkach w domach. Słyszymy to na okrągło. Całe nasze życie przeniosło się do przestrzeni internetowej. Teraz to tam się uczymy, to tam pracujemy, tam robimy zakupy czy załatwiamy sprawy urzędowe. To tam kwitnie nasze życie towarzyskie. Nagle okazało się ze wszystko można zrobić bez wychodzenia z domu. Pomiędzy marudzeniem jak nam ciężko, jak nam źle w czterech ścianach, już dochodzą nasz głosy, że się da, że tu widzimy potencjał. Fachowcy zastanawiają się czy jest potrzeba marnować przestrzeń na wielkie biurowce, jak większość firm może działać zdalnie.
Dochodzą nas także, moim zdaniem troszkę złośliwy głos osób niepełnosprawnych, którzy pytają – „ale o co chodzi? O co ten szum, ten lament? Macie namiastkę tego z czym my borykamy się przez całe życie będąc uziemieni w swych domach”. Ode mnie tego nie usłyszysz. Może dla mnie wyjście z domu nie zawsze jest takie proste i oczywiste jak dla Ciebie jednak bycie złośliwym nie leży w mojej naturze. Zastanawiam się jedynie czy i w jakim stopniu pandemie wpłynie na sytuacje osób niepełnosprawnych w naszym społeczeństwie. Czy nasza, jeszcze dość słaba pozycja zostanie zdegradowana? Wciąż media donoszą, że czeka nas kryzys gospodarczy, który będzie skutkował lawiną zwolnień. Tysiące osób straci prace. Sorry, ale cieśnie mi się na usta ze niepełnosprawni, którzy dopiero wchodzili na otwarty rynek pracy, teraz jako jedni z pierwszy mogą zasilić szeregi osób bezrobotnych. A może przesadzam? Może zdążyliśmy już udowodnić, że jesteśmy dobrymi, rzetelnymi pracownikami, w których tkwi potencja.
Pójdę jednak o krok dalej. Jak już wspomniałam cała nasza aktywność przeniosła się w okno internetowe. Tam się uczymy, pracujemy, ale także mamy możliwość skorzystania z porady psychologa lub innego specjalisty, obejrzeć sztukę teatralną, wysłuchać koncertu rockowego, czy urządzić videoparty. Naprawdę wszystko się da, normalnie świat stoi otworem. Co będzie więc po pandemii, jak to wszystko się skończy? Bo przecież kiedyś się skończy. Fachowcy uważają, że już nigdy nie będzie tak jak było, że owa NORMALNOŚĆ za którą tak tęsknimy już nie będzie tą, jaką była. Więc jaka ona będzie? Zostaniemy w świeci wirtualnym? Przyzwyczaimy się do niego? Myślę, że nie. Myślę, że jak tylko będzie to możliwe, większość z nas pobiegnie na dyskoteki, koncerty, do kawiarni na ploty z koleżankami, czy do galerii na schoping. Tak sobie jednak czasami rozmyślam, bo przecież teraz mam mnóstwo na to czasu, co będzie z nami? Co będzie z osobami niepełnosprawnymi? Na jakim etapie naszego wylęgania się obudzimy. Dziś wszyscy wszystkim chcą pomagać, wszyscy są otwarci. Czy tak już zostanie? A może my znowu zostaniemy w tyle? Pomaganie się „przeje”? Dziś media podsycają obraz osoby niepełnosprawnej jako mieszkańca domów pomocy społecznej czy uczestnika terapii zajęciowej. Jest on utrwalany i może pozostać w świadomości wielu ludzi. Może więc społeczeństwo dojdzie do wniosku, że skoro większość wytrzymała w domu pod czas kwarantanny i de facto ich potrzeby, przynajmniej te podstawowe, zostały zaspokojone, chórem stwierdzą, że w sumie tak się da. Po jakiego grzyba cokolwiek zmieniać, budować windy czy podjazdy, obniżać krawężniki skoro wszystko jest dostępne w świecie wirtualnym. Przecież niepełnosprawni mogą wszystko. Mogą obejrzeć sztukę teatralną? Mogą. Mogą „przejść się” po muzeum? Mogą. Mogą obejrzeć koncert znanej grupy rockowej? Mogą. Mogą uczyć się, pracować, załatwić sprawy urzędowe, wszystko, wszystko mogą. W takim razie po co cokolwiek udostępniać. Ba! Pełnosprawni mogą dojść do wniosku, że może i tak będzie nam łatwiej, wygodniej. Po co mamy się męczyć, angażować sztab ludzi aby dostać się na koncert ukochanego zespołu skoro możemy go zobaczyć w necie, może nawet na żywo? Super! Naprawdę jest to super?
Ostatnio przedstawiłam Ci jeden dzień z mojego życia. „Słuchając” mnie mogłeś odnieś wrażenie, że nim wyjdę rano do pracy już zalewam się potem jak szczur i pewnie niejednokrotnie tak właśnie było. Teraz wstaję ok. 8 (czyli 2 godziny spania „w suchym”), do komputera, w dresiku, na luzaku, siadam ok. 10, przez 7 godzin porobię swoje, ok 17 wyłączę kompa i już jestem po pracy, w dresiku, na swojej kanapie przed telewizorem. No „żyć nie umierać”, naprawdę. Sęk w tym, że pomimo wszystko, ja tęsknie za tamtym dawnym, normalnym dniem. Jeśli znasz mnie troszkę lepiej, to pewnie mi nie uwierzysz, ale ja chciała bym aby mój budzik zadzwonił o tej 5:50, jak to w zwyczaju bywało a wieczorem chciałabym paść na ryj z niewiedzą jak mam na imię. Dlaczego? Bo takie właśnie było moje życie. Może nie zawsze było łatwo, może czasem trzeba było udowadniać, że „nie jest się wielbłądem”, może czasem trzeba było „walczyć z wiatrakami”, jednak zawsze cierpliwość popłacała a wejście na choćby najmniejszy pagórek przynosiła wiele satysfakcji. Byłam w śród ludzi, miałam to, o co tak walczyli moi najbliższy od prawie 40 lat, miałam to o co i ja walczyłam.
Ja chcę wierzyć, że przesadzam i snuje jakieś totalne czarownictwo. Przecież tyle się już zmieniło. Kiedy się rodziłam ludzie niepełnosprawni siedzieli pozamykani w domach i świat sobie bez nas radził. Doczekałam jednak lepszy czasów. Doczekałam czasów, w który świat jest mi bardziej przychylny. Doczekałam czasów, w których mogłam zdobyć wykształcenie i pójść do pracy. Doczekałam czasów, w których obcy ludzie wyciągają mnie z domu, zabierają na drugi koniec świata i wciągają pod wodę…
Dlatego ja uzbrajam się w cierpliwość i dzisiaj zostaję w domu, zostaję tyle ile będzie trzeba. Wierzę jednak, że jak już to będzie możliwe, jak już będziemy bezpieczni, wyjdziemy wszyscy ze swych domów, wszyscy w jednym szeregu. Poskładam nas świat na nowo, wszyscy razem, razem wspólnie, a potem pobiegniemy gdzie nas oczy poniosą, pobiegniemy spełniać swoje marzenia. Bo przecież jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie, JESZCZE WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE!
Cześć „do usłyszenia”!
Fajnie się Ciebie czyta, pozdrawiam, życzę dużo optymizmu
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje i również pozdrawiam
UsuńFajnie się Ciebie czyta, pozdrawiam, życzę dużo optymizmu - Ola
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje i również pozdrawiam
UsuńSuper artykuł. Mam tylko wątpliwości do zdania : Media prezentują nas jako osoby mieszkające w domach pomocy społecznej... itd Czy aby tylko media? Czy nie sami niepełnosprawni pracują na taki wizerunek wypisujac, że nie ma oracy, że jak jest to nie taka i urządzając zbiórki na wszystko? Myślę, że trochę tak właśnie jest. Jestem osobą niepełnosprawną z Mpd. Pracuję zdalnie i zawsze mówiłam, że każda praca się opłaca, bo jak mogę sobie z pracy dołożyć do turnusu, zapłacić rachunek to warto. A niektórzy niepełnosprawni mówią nie opłaca mi się. A apel o zbiórkę na wszystko pierwsi. Jak nas widzą tak nas piszą.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje. Zgadzam się z Tobą, sama też pracuje, w normalnych czasach nie zdalnie. Też mnie to wkurza, że przedstawiają nas a często my sami siebie w rolach "ofiary", staram się jednak tego nie oceniać bo każdy z nas jest w innej sytuacji. Pozdrawiam
UsuńKolejny świetny tekst dający do myślenia...Brawo Izka !🙂
OdpowiedzUsuńKolejny świetny tekst dający do myślenia...Brawo Izka !🙂
OdpowiedzUsuń