poniedziałek, 8 lutego 2016

Akcja: integracja

Hejka! Co tam u Ciebie słychać? Karnawał się skończył, co? Czas zabawy…, przynajmniej, dla co po niektórych. Ile pączków wciągnąłeś w „tłusty czwartek”? Przyznaj się! Ja chyba z 5! Tak w ogóle ta miło spędziłam ten dzień. Pomijam fakt, że był to mój dzień wolny (pracuję 3 dni w tygodniu), więc jak zawsze w takie dni wstałam gdzieś ok. 11:00. Chyba powinnam Ci się do czegoś przyznać. Jestem nałogowym śpiochem. Jak nie muszę wstać do pracy, ani nigdzie indziej się nie wybieram to mogłabym spać, spać i spać. No, więc w końcu zwlekłam się z łóżka, coś tam ogarnęłam w chacie, ogarnęłam siebie i poleciałam, na drugie spotkanie w ramach projektu „Akcja: integracja”



Fajna inicjatywa. Jest to projekt realizowany przez fundacje „Podróże bez Granic” i ma na celu integrację i aktywizację osób z niepełnosprawnością.  Grupa zebranych osób ma się spotykać przez cały rok, raz w miesiącu, a o tym jak będą przebiegały nasze warsztaty mamy decydować my – uczestnicy.  Jakoś rzadko biorę udział w tego typu akcja, ale pomyślałam, co tam, chyba pora ruszyć cztery litery i wyjść do ludzi, a nie tylko praca dom, dom praca.
Pierwsze spotkanie odbyło się 12 styczna a naszym pierwszym gościem była Pani Sylwia Skuza - założycielka i prezes Pomorskiej Fundacji Sportu i Turystki Osób Niepełnosprawnych „Keja”. Pani Sylwia opowiedziała nam o swoich doświadczenia, wyzwaniach, ale przede wszystkim o tym jak aktywnie działa, pomimo przeciwności losu! Chyba każdy, kto spotkał ją na swojej drodze powiedziałaby to samo – niesamowicie silna, niezłomna kobieta. Ma ok. 40 lat i spory bagaż doświadczeń. W 2000 r. zachorowała na nowotwór szpiku kostnego. Przeszła transplantację szpiku kostnego od dawcy rodzinnego, potem ciężkie i długie leczenie.  Wygrała z rakiem, ale straciła wzrok.


Zamknij na chwilę oczy. No zamknij proszę i wyobraź sobie teraz, że miałbyś ich już nigdy nie otworzyć. Przerażające, co? Tracisz wzrok i naglę wszystko wydaje Ci się obce. Nawet pokój, w który właśnie siedzisz. Wszystkiego uczysz się od nowa. Rozkładu swojego pokoju, rozkładu swojego mieszkania, gdzie masz kuchnię, a w niej gdzie znajduje się zlew, lodówka czy pralka. A przeczesz jeszcze przed chwilą to było takie oczywiste. Właśnie o tym opowiadała nam Pani Sylwia. Na początku nie było łatwo, potrzebowała chwili żeby się otrząsnąć, jednak zaraz potem znalazła swoją wielką pasję, którą chce zarażać innych i nabrała wiatr w żagle…  w dosłownym tego słowa znaczeniu..
Fundacja „Keja” organizuje rejsy dla osób z różnymi dysfunkcjami. Na pokład zabierany jest każdy, kto tyko chce przeżyć przygodę i zmierzyć się z samym sobą. Jak pisze Pani Sylwia na swojej stronie internetowej. „na morzu nie ma ucieczki, nie ma gdzie się ukryć, kiedy jest źle. Trzeba sprostać wymaganiom, przestrzegać określonych reguł, a kiedy czegoś nie potrafimy zrobić - poprosić o pomoc.”. Myślę, że taka lekcja niejednemu by się przydała, mi na pewno. Może to śmiesznie zabrzmi w moich ustach, ale ja chyba nie zawsze umiem prosić o pomoc. Choć robię to codziennie, wciąż się tego uczę.
Słuchając Pani Sylwii chyba troszkę zapragnęłam takiej wyprawy. Co roku jeżdżę na obozy dla osób niepełnosprawnych, jednak są to zgoła odmienne klimaty. Kiedyś się jeździło na rajdy, biwaki, obozy harcerskie. Kto wie, może jeszcze włożę na tyłek jakieś przetarte spodnie i powiem – „ahoj przygodo”!
Pani Sylwia stoczyła z losem walkę o życie, swoje życie. Nie poddała się, a teraz swoją pasją i optymizmem chce zarażać innych. Swojej niepełnosprawności również nie poddał się gość specjalny naszego drugiego spotkania Mariusz Hawryszczuk - komentator sportowy radia Gdańsk. Jak sam mówi od dziecka uprawiał sport i marzył o karierze sportowca. Jednak wada wzroku, która stopniowo zaczęła się pogłębiać uniemożliwiła mu to. Musiał przerwać swoją przygodę ze sportem, jednak nie do końca. Znalazł inny sposób na realizację swojej pasji. Ta druga droga również okazała się kręta. W radiu szybko wykryto u Pana Marusza problem z dykcją. Nie cofnęło go to. Poszedł do specjalisty, dostał multum ćwiczeń i udało się. Swoją systematyczną pracą wyćwiczył mowę.. Patrz skubany no! Mi się to nigdy nie udaje. Jak czasem wezmę się w garść, poćwiczę przez dwa, trzy dni i dupa. Brak motywacji, samo zapału, sama nie wiem? Jak się postaram potrafię to mówić wyraźnie, pomału, sylabami, jednak to wcale nie jest takie proste, wierz mi.

Jednak słuchając Pana Mariusza troszkę mu zaczęłam zazdrościć. Opowiadał o tym jak zamyka się w swoim studio i „nawija” nieustanie przez godzinę lub dwie do swoich słuchaczy. Mówił o tym jak musi wszystko ze szczegółami opowiedzieć, co się dzieje na boisku, bo przecież słuchacz boiska nie widzi. Jak musi dostosować swój tembr czy tempo mówienia do danej, rozgrywanej akcji. Przysłuchując się Panu Mariuszowi pomyślałam sobie, że tego właśnie mi troszkę brakuje. Też bym czasami chciała, „po nawijać” tak bez zahamowań.  I wierz, co sobie pomyślałam, że teraz mam Ciebie, mogę Tobie „po nawijać”, ha! Tak, wiem, że to nie to samo, tak wiem, że powinnam ćwiczyć i obiecuję, będę, ale czasami mogę tu „po nawijać”- prawda?
A więc sam widzisz, oba spotkania, z Panią Sylwią jak i z Panem Mariuszem były dla mnie równie inspirujące. Ciekawe, jakie będą następne spotkania. Zapewne kiedyś Ci o nich opowiem. Zatem „do usłyszenia”.

3 komentarze:

  1. nawijaj ile chcesz,wiem jak duzo masz do powiedzenia.Lubie cie sluchac! Maja

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja Cię nawet lubię bardzo słuchać na żywo szczególnie, że lubisz mówić jak piszesz więc tym bardziej to będzie dla mnie przyjemność słuchanie Cię na żywo :). I to mówię bardzo szczerze i nie żartuję :). Szczególnie, że masz bardzo fajne i interesujące rzeczy do opowiadania więc bardzo chętnie zawsze takich opowieści słucham :).

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja zjadłam chyba wtedy z 3-4 pączki i też je bardzo lubię i też bardzo lubię spać nawet do południa :D.

    OdpowiedzUsuń