Kiedy zaczynałam „nawijać” na swoim blogu obiecałam Ci, że nie „usłyszysz” tu mojego marudzenia czy użalania się nad sobą. Potknięcia, gorsze dni się zdarzają – wiadomo, jednak dla mnie nie jest to miejsce do roztrząsania swoich porażek. Myślę, że w tej kwestii dotrzymałam i dotrzymam danego słowa. Jednocześnie obiecałam samej sobie, że nigdy nie będę tu konfabulować, przeinaczać faktów. Zmieniać, przeinaczać swoje myśli tylko po to aby były one milsze dla Twojego „ucha”? Wybacz ale dla mnie to nie miało by najmniejszego sensu. To nie będzie łatwy wpis. Nie obędzie się bez łez i chwil zwątpienia. Padną też nie cenzuralne „słowa”. Myślę jednak, że na koniec powieje nutką optymizmu…